a na tej stronie dowiesz się o mnie nieco więcej :).
6 +
lat doświadczenia w Meta Ads
5 mln +
budżetu wydanego na reklamy Meta
średni ROAS z kampanii e-commerce
Wybrani klienci:
Od 2015 roku działam w branży marketingowej. Zaczynałam jako social media specialist.
Po dwóch latach zostałam e-commerce specjalistą w raczkującej jeszcze wtedy firmie z branży home decor – Homla. Pracowałam tam 4 lata, aż do momentu przejścia „na swoje”.
Od 2017 roku robię reklamy Meta Ads a od 2019 się w nich specjalizuję.
Umiem zarządzać sklepem internetowym, robić grafiki, montować filmy, kodować strony internetowe, ale te działania zachowuję wyłącznie dla siebie. Zawodowo skupiam się na wymaksowaniu swoich umiejętności z Meta Ads i marketingu internetowego.
Na mojej stronie już od ponad 5 lat piszę artykuły o marketingu i reklamach a od 2024 roku zobaczysz mnie także na YouTube, gdzie publikuję konkretne i praktyczne filmy o reklamach Meta Ads.
Z braku czasu musiałam zawiesić usługi konsultacji, audytów i prowadzenia kampanii reklamowych, ale całą moją wiedzę i doświadczenie przekułam w produkty: e-booki i kursy. Znajdziesz je o tutaj.
Natalia jest świetną specjalistką od Facebooka. Wielokrotnie pomogła mi rozwiązać tematy, które z pozoru były nie do ogarnięcia. Natalia z uśmiechem na twarzy załatwiła wszystko w kilka minut. Gorąco polecam!
Zobacz oryginalną opinię tutaj.
Natalia jesteś meeeega pracowitą osobą, każdy produkt jest dopracowany. Mam nadzieję, że 2024 będzie najlepszym w twojej freelancerskiej karierze.
Zobacz oryginalną opinię tutaj.
Dla mnie jesteś największym autorytetem reklamowym <3
Zobacz oryginalną opinię tutaj.
Jestem pełen podziwu Twojej sumienności i terminowości oraz skupienia na tym co ważne. Twoje produkty są naprawdę świetne pod względem „mięcha”.
Zobacz oryginalną opinię tutaj.
Jesteś hardkorem, Natalia ;D Bardzo szanuję Twoje rzeczowe podejście bez zbędnego PR’owego pi******nia, jak u innych twórców treści.
Zobacz oryginalną opinię tutaj.
Prawdopodobnie najlepsza ekspertka w dziedzinie reklam na Facebooku w Polsce.
Ogrom wiedzy przekazanej przez Natalię w jej podręcznikach jest bardzo przydatny w działaniach marketingowych. Korzystam z publikacji Natalii, jej płatnych materiałów, wpisów i komentarzy w grupach na FB.
Zobacz oryginalną opinię tutaj.
Jestem nabywcą chyba 2 Twoich produktów bo szanuję Twoje starania ale też sposób przekazania wiedzy i samą tą wiedzę więc zakup był niejako takim wsparciem, przybiciem piony. Powodzenia!
Zobacz oryginalną opinię tutaj.
Natalia to najprawdopodobniej najbardziej kompetentna, szczera i merytoryczna specjalistka od reklam na FB w Polsce. Nie owija w bawełnę – mówi jak jest. Jestem pewny, że dzięki jej wiedzy zarobisz i przy okazji zaoszczędzisz wieeele złotych monet! 🔥😄🔥
Zobacz oryginalną opinię tutaj.
Niestety, w chwili obecnej z braku czasu nie przyjmuję nowych klientów do usług. Dotyczy to zarówno konsultacji, audytów, jak i prowadzenia kampanii reklamowych. O tym, dlaczego zawiesiłam usługi wspominałam w filmie podsumowującym mój 2023 rok.
Wciąż jednak możesz kupić moje e-booki i kursy, z których dowiesz się dosłownie wszystkiego, co wiem o reklamach Meta Ads.
Jeśli w przyszłości odwieszę usługi, to na pewno dowiesz się o tym z mojego newslettera i social mediów :).
Jeżeli mimo wszystko koniecznie potrzebujesz z kimś pogadać albo zlecić reklamy, to napisz mi maila na natalia@charzynska.pl. Polecę Ci świetnego specjalistę :).
Oj, to będzie dłuuga historia, więc zacznijmy od samego początku!
Zobacz film, który przygotowałam lub przeczytaj tekstową wersję!
Była końcówka mroźnego stycznia 2016 roku. Budzik wyrwał mnie ze snu o godzinie 4:30. Zacisnęłam zęby i wstałam.
O 5:00 byliśmy już w samochodzie. Po kilkunastu minutach jazdy siedziałam już na zimnej ławce, czekając na autobus. Dwie godziny później wsiadłam do zatłoczonego, krakowskiego tramwaju.
Dzień jak co dzień od prawie miesiąca.
Wciąż mieszkałam w Kielcach, ale dostałam staż w Krakowie na stanowisku RobięWszystkoZaDarmo. Nie wynajęłam jeszcze mieszkania, więc przez 30 długich dni wstawałam o 4 nad ranem, by jechać do pracy. O 16 wychodziłam z biura i szłam na autobus powrotny.
Ta praca miała dać mi furtkę do branży marketingu.
Przed aplikowaniem stworzyłam nawet własną stronę internetową z portfolio, by pokazać jak przekuwam moją teoretyczną wiedzę w praktykę. Rekruterka była pod wrażeniem. – Stażyści zazwyczaj nie mają żadnego portfolio – powiedziała.
Gdy dostałam ten staż, to byłam z siebie dumna.
W tamtych czasach normą było, że pierwszy miesiąc pracuje się za darmo, dlatego nie przeszkadzało mi, że de facto tracę pieniądze zamiast je zarabiać. Po miesiącu dostałam umowę o pracę.
Ostatni rok studiów poświęciłam na naukę marketingu. Godzina każdego dnia. Nie opuściłam ani jednego.
W wakacje 2015 roku, po otrzymaniu dyplomu magistra dziennikarstwa, zapisałam się na studia podyplomowe w Krakowie.
Dwa miesiące później, siedząc w sali na wydziale humanistycznym AGH, w głowie zgadywałam przykłady, które wykładowca – praktyk recytował z książek, czytanych przeze mnie kilka miesięcy wcześniej.
Gdyby nie papierek przydatny w początkowych latach zawodowego życia, uznałabym te studia podyplomowe za totalną stratę czasu i pieniędzy.
W małej agencji SEO zajmowałam się wszystkim, co trzeba było zrobić. Nie miałam absolutnie żadnego praktycznego doświadczenia, więc jednego dnia dodawałam linki na forach internetowych, drugiego prowadziłam fanpage’a, trzeciego robiłam grafiki w Photoshopie a czwartego pisałam opis na stronę www klienta.
Do dziś po głowie obija mi się tekst mojego ówczesnego szefa, Tomka: – Natalia, przesuń ten element bardziej w prawo. Słyszałam go dziesiątki razy. Wtedy jego perfekcjonizm mnie nieco irytował, ale teraz jestem za niego wdzięczna. Ogromnie pomógł mi w zrozumieniu, co jest estetyczne a co niekoniecznie.
Po ośmiu miesiącach dostałam prawdziwą pracę, ale nie u Tomka. Była to agencja marketingowa z prawdziwego zdarzenia. Poza wizją rozwoju ekscytował mnie także skok wynagrodzenia: z 1600 złotych miesięcznie do 2000 zł!
Pierwsze dni nowej pracy były trudne. Agencja posiadała tylko jednego klienta, ale jaki to był klient! Gigant branży FMCG. Project managerka, która się z nami kontaktowała, miała niezwykle wyśrubowane wymagania dotyczące produkcji treści na fanpage, którego obsługiwaliśmy. To tam nauczyłam się całkiem nieźle pisać – marketingowo, oczywiście.
Jakiś szatan w mojej nowej firmie podsunął klientowi pomysł, by publikować treści do 25 minut (!). Zapewne nie wiązał się on z dodatkowymi kosztami, bo Gigant FMCG pomysł łyknął i zażądał stuprocentowej realizacji. Razem z kilkoma współpracownikami klepaliśmy dziesiątki postów dziennie. Każdy z nich był sprawdzany przez menedżera pod kątem wytycznych klienta.
Na przykład pisząc o jedzeniu nie mogliśmy ani słowem wspomnieć, że coś jest zdrowe albo pożywne, więc w firmie panował prawdziwy festiwal wymyślania synonimów.
Na przykład pisząc o jedzeniu nie mogliśmy ani słowem wspomnieć, że coś jest zdrowe albo pożywne, więc w firmie panował prawdziwy festiwal wymyślania synonimów.
W międzyczasie ktoś musiał też robić raporty analityczne dotyczące efektywności publikowanych postów. Zgłosiłam się na ochotnika, bo chciałam się nauczyć nowej umiejętności.
Tak też zrobiłam – oczywiście znajdując najpierw nową pracę.
Byłam na trzech rozmowach rekrutacyjnych. Dostałam dwie propozycje i gdyby nie to, że coś mnie tknęło, to zapewne nie pisałabym dziś tych słów siedząc sobie wygodnie na łóżku.
Jako pierwszy zadzwonił telefon z firmy zajmującej się e-mail marketingiem. Dostałam tę pracę, bo szefowi spodobała się moja aplikacja w formie e-maila wysłana na jego skrzynkę mailową. Przyjęłam tę pracę, ale dosłownie godzinę później zadzwoniła rekruterka z małej firmy, sprzedającej produkty do wystroju wnętrz.
Tak też zrobiłam – oczywiście znajdując najpierw nową pracę.
Byłam na trzech rozmowach rekrutacyjnych. Dostałam dwie propozycje i gdyby nie to, że coś mnie tknęło, to zapewne nie pisałabym dziś tych słów siedząc sobie wygodnie na łóżku.
Jako pierwszy zadzwonił telefon z firmy zajmującej się e-mail marketingiem. Dostałam tę pracę, bo szefowi spodobała się moja aplikacja w formie e-maila wysłana na jego skrzynkę mailową. Przyjęłam tę pracę, ale dosłownie godzinę później zadzwoniła rekruterka z małej firmy, sprzedającej produkty do wystroju wnętrz.
Po chwili zawahania przyjęłam również tę pracę i czym prędzej oddzwoniłam do firmy e-mail marketingowej, że niestety jednak muszę zrezygnować.
Gdybym wtedy nie miała wystarczająco odwagi by odmówić pierwszej firmie, to nie wiem, gdzie byłabym teraz. Może dalej siedziałabym w e-mail marketingu, który nie był moim wymarzonym kierunkiem, ale po prostu się przytrafił?
Pracę w firmie z branży home decor zaczęłam w 2017 roku od stanowiska typowo social mediowego, choć w teorii miałam zająć się sklepem internetowym. Ten jednak nie był jeszcze gotowy, więc pierwszy miesiąc pisałam posty i zlecałam grafiki.
Zostałam też wepchnięta na bardzo głęboką wodę, bo okazało się, że musiałam sama ustalić, co należy zlecić firmie IT tworzącej sklep!
Jak zapewne się domyślasz miałam o tym tylko mocno teoretyczne pojęcie, ale jakim cudem dałam radę!
Po kilku mocno stresujących miesiącach, już razem z menedżerem Łukaszem ogarnialiśmy start sklepu internetowego.
To, jak przebiegł pominę zasłoną milczenia w postaci NDA, ale mogę uchylić rąbka tajemnicy, czym się zajmowałam w pierwszych dwóch latach działania sklepu:
Dbałam o synchronizację stanów magazynowych
Dodawałam produkty
Obsługiwałam zapytania klientów
Ustawiałam cross-selling i up-selling
Porządkowałam i tworzyłam kategorie produktów
Ustawiałam i sprawdzałam akcje promocyjne
Tworzyłam opisy produktów
Robiłam e-mail marketing
(i wreszcie!) Robiłam reklamy Meta i Google Ads
Lista moich codziennych zadań malała, wraz ze wzrostem budżetów reklamowych, ale nigdy nie udało mi się pozbyć wszystkich e-commercowych obowiązków.
Dzięki temu, że sklep „rósł razem ze mną” mogłam prześledzić dosłownie każdy aspekt działalności w e-commerce. Wiedza o tym, co dzieje się „pod maską” powinna być niezwykle ważna dla każdego reklamodawcy, bo pozwala zobaczyć tzw. duży obrazek.
Uważam też, że stopniowa nauka systemu reklamowego, od niewielkich do coraz większych budżetów to najlepszy sposób na osiągnięcie poziomu eksperckiego w Meta czy Google Ads. Nie znam nikogo, kto zaczynałby swoją przygodę z performance marketingiem od operowaniem 200 000 zł miesięcznie, więc nie zniechęcaj się, jeśli póki co tworzysz kampanie z budżetami rzędu kilku tysięcy złotych miesięcznie.
Po dwóch latach od opuszczenia firmy, historia zatoczyła koło. Okazało się, że ani agencja ani zatrudniony pracownik nie radzą sobie z robieniem reklam w takim stopniu jak ja, więc zaproponowano mi, bym znów zajęła się Meta Ads dla mojego starego pracodawcy.
Krótką chwilę po tym, gdy przeszłam na pół etatu moim oczom ukazał się post Artura Jabłońskiego, który szukał kogoś do swojej wtedy jeszcze niewielkiej agencji.
Uznałam, że w sumie czemu by nie spróbować i wysłałam aplikację. Po kilku tygodniach byłam już na pokładzie firmy, w której miałam zostać tylko 3 miesiące…
Okazało się bowiem, że praca w agencji po prostu nie jest dla mnie.
Po pierwsze dlatego, że wciąż miałam duże opory przed zwolnieniem się z pracy na etacie a po drugie dlatego, że nie miałam żadnego wpływu na wybór klientów, dla których mam robić reklamy.
Zostałam zatrudniona jako specjalista zarówno od Meta, jak i Google Ads, ale miałam cichą nadzieję robić głównie te pierwsze, bo w końcu w nich się specjalizowałam. Finalnie wylądowałam z zaledwie jednym klientem e-commerce, podczas gdy pozostałymi były firmy, którym miałam robić reklamy w Googlu.
Dodatkowo moja turbo introwertyczna osobność, do dziś zresztą, nienawidzi rozmawiać przez telefon a okazało się, że kontakt telefoniczny z klientem był obligatoryjny.
Finalnie więc czułam na tyle duży dyskomfort, że zrezygnowałam po 3-miesięcznym okresie próbnym.
Nie traktuję jednak tego doświadczenia jako czegoś negatywnego.
Wręcz przeciwnie, zobaczyłam, że mimo iż jestem samoukiem Meta Ads, to wcale nie odstaję poziomem od speców z agencji.
Zyskałam tym samym więcej pewności siebie, która bardzo przydała mi się na kolejnym etapie mojego zawodowego życia.
W 2019 roku na poważnie zaczęłam myśleć o założeniu własnej firmy.
Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy o tym marzą lub marzyli. Firma to tylko inny sposób wykonywania pracy. Zamiast pracodawcy masz klientów, którzy mogą być znacznie bardziej wymagający, niż twój przełożony w pracy na etacie. Wiedziałam, że muszę to zrobić, jeśli chcę w przyszłości zarabiać powyżej kilku tysięcy złotych miesięcznie. Po prostu.
Dodatkowym, równie ważnym powodem, dlaczego przeszłam na freelance było to, że nie lubię wykonywać głupich rozkazów.
Praktycznie w każdej mojej etatowej pracy ktoś kazał mi zrobić coś, co uważałam za bezsensowne i nie miałam innego wyjścia jak zmarnować czas na tę czynność.
Zazwyczaj też wszelkie sukcesy były przypisywane wyłącznie do menedżera zespołu a nie całego zespołu.
Z biegiem lat te irytujące sytuacje zaczęły frustrować mnie coraz bardziej.
Lubię swobodę a w pracy u kogoś po prostu jej nie znajdziesz, nawet jeśli masz w firmie sporą autonomię.
Dlatego właśnie w styczniu 2020 roku założyłam firmę. Nie startowałam oczywiście od zera.
Od przeszło dwóch lat prowadziłam już bloga i udzielałam się w socialach, głównie na grupach o Meta Ads, takich jak Tygrysy Socialu.
Miałam też już pierwszych klientów, którym musiałam wystawiać rachunki w ramach umowy o dzieło a nie pełnoprawne faktury. Jeśli myślisz o przejściu na swoje, to stanowczo polecam ci zacząć budować swoją markę przynajmniej kilka miesięcy przed faktycznym rzuceniem pracy. W moim przypadku najpierw pracowałam na swoją przyszłość po godzinach, następnie przeszłam na pół etatu.
Zarabianie znów 2000 złotych nie było najprzyjemniejszym etapem tej drogi, ale uważam, że koniecznym.
Wracałam do domu o godzinie 12 i miałam co najmniej 4 godziny na pisanie artykułów.
Dopiero w lutym 2020 roku zrezygnowałam z pracy na etacie – po ponad dwóch latach budowania rozpoznawalności swojej marki.
Początki nie były trudne, bo już miałam “nagranych” kilku klientów. Niestety, okazało się, że osoba pośrednicząca w owym dealu nie traktowała mnie do końca poważnie.
Podważała moje kompetencje i traktowała mnie jako po prostu tańszego podwykonawcę względem agencji, niż pełnoprawnego współpracownika.
Dlatego, po kilku dość nieprzyjemnych miesiącach, zrezygnowałam z obu, dużych klientów e-commerce. Ogromna szkoda, że nie zrobiłam wtedy żadnego case study na bloga, bo moje wyniki rzędu 1000% ROASu były całkiem satysfakcjonujące.
W międzyczasie rozwijała się moja działalność audytowa i konsultacyjna.
Bywało, że miałam 5 rozmów dziennie.
Z jednej strony świetnie – mama była dumna że mam tyle pracy, ale dla mnie taka praca była mocno wycieńczająca psychicznie.
Od początku mojej freelancerskiej działalności nie miałam takiej sytuacji, by po rozmowie klient był niezadowolony, ale poczucie odpowiedzialności za czyjeś wyniki było dla mnie bardzo stresujące.
Już dzień przed serią konsultacji nie mogłam zasnąć i czułam napięcie. Nawet, jeśli klient przygotował pytania i podesłał mi je wcześniej, to brak kontroli nad tym, jak klient zrealizuje moje porady był dla mnie mocno niekomfortowy.
Dlatego zaczęłam ograniczać ilość konsultacji, ponosząc cenę za godzinę.
Na przestrzeni trzech lat moja stawka wzrosła ze 120 zł za godzinę do 320 złotych za godzinę. Liczba chętnych zaczęła maleć dopiero po ostatniej podwyższe, z 290 zł netto na 320 zł. Poza ceną ograniczyłam też dni konsultacji do zaledwie dwóch tygodniowo, by pozostałe poświęcić na tworzenie produktów.
Moim pierwszym e-bookiem był “Dlaczego Twoje reklamy NIE działają”, zawierający pierwotnie tylko 17 powodów.
Kilka miesięcy później dopisałam część drugą i scaliłam je w jeden produkt.
Konsultacje i audyty zajmowały mi jednak wciąż dużo czasu, więc za mój flagowy produkt, podręcznik “Profesjonalne reklamy Facebook Ads” wzięłam się dopiero kilka miesięcy po wypuszczeniu pierwszego e-booka.
W międzyczasie miałam też kolejnych klientów do prowadzenia reklam. Jeden szczególnie zapadł mi w pamięć, bo po podpisaniu umowy zabrał mi dostępy do konta po jakichś dwóch dniach. Powód? Nie spodobało mu się wybrane zainteresowanie w targetowaniu! Była to chyba najbardziej nieprzyjemna sytuacja w mojej freelancerskiej karierze. Mimo, że umowa była podpisana na miesiąc, zwróciłam mu pieniądze i chciałam zapomnieć o tej sytuacji jak najszybciej.
Pisanie “Profesjonalnych reklam” przez pierwszy rok szło mi niezwykle topornie, bo wciąż nie zrobiłam rzeczy, której się po prostu bałam.
W końcu jednak przemogłam się i zawiesiłam robienie usług, by przez kolejne pół roku zrobić więcej, niż przez cały poprzedni rok.
W momencie pisania tego zdania sprzedaż tego dość drogiego e-booka przyniosła mi ponad 200 000 zł zysku i nie słyszałam ani jednej złej opinii na jego temat.
W ten podręcznik włożyłam dosłownie wszystkie siły, które miałam, bo zależało mi, by przekazać w nim dosłownie całą wiedzę, jaką posiadam.
Po premierze e-booka, znów kontynuowałam konsultacje i audyty, które znów wessały ogromną ilość mojego czasu.
W 2022 roku udało mi się jednak przysiąść mocniej nad kolejnym produktem, małym kursem skalowania reklam.
Był to mój pierwszy produkt w formie wideo i nawet 1,5 roku po jego wypuszczeniu wciąż uważam, że wyszedł całkiem fajnie wizualnie. Zawarłam w nim wszystkie taktyki, które stosuję, by wyskalować kampanie reklamowe.
Wielu z nich nie stosuje żaden zawodowiec, którego znam, więc myślę, że to całkiem przydatny produkt dla osób bardziej zaawansowanych reklamowo.
W okolicach października 2022 roku dość spontanicznie stworzyłam kolejnego e-booka, dotyczącego przygotowań do akcji promocyjnych.
Jego istnienie jest de facto zasługą pewnego specjalisty z pewnej agencji reklamowej. Na jednej z konferencji opowiadał on o tym, jak przygotować się do Black Friday. Skala totalnego braku wiedzy z jego strony wywołała we mnie taką irytację, że po prostu musiałam coś z tym zrobić. Brak kompetencji jestem w stanie znieść, ale część jego porad była wręcz szkodliwa.
Tak właśnie powstał e-book “Akcje promocyjne”! To mój najbardziej niszowy produkt, ale tworzenie go dało mi sporo przyjemności. W 2023 roku zaktualizowałam go, dodając sporo treści dla doświadczonych marketerów.
Rok 2023 rozpoczęłam z planem stworzenia krótkiego, prostego kursu z podstaw. 10 miesięcy wypuściłam produkt składający się ze… 150 filmów i trwających w sumie 8 godzin.
Co poszło nie tak? W sumie to nic. Po prostu doszłam do wniosku, że w każdy mój produkt wkładam 100% moich możliwości i tak też powinno być tym razem.
Kurs “Podstawy reklamy na Facebooku i Instagramie” był dla mnie prawdziwym wyzwaniem, bo po raz pierwszy korzystałam z faktycznego oprogramowania do montażu, jakim jak DaVinci Resolve.
Wymyśliłam sobie też, że nie będę go nagrywać “na żywca”, ale najpierw napiszę pełnoprawnego e-booka, którego następnie przeczytam i zanimuję.
To podejście zapewniło mi niemal rok pracy zamiast standardowego miesiąca czy dwóch, ale pozwoliło mieć pewność, że powiem w nim dosłownie wszystko, co powinnam.
Ostatni tydzień przed premierą kursu był dla mnie chyba najbardziej stresujących czasów w życiu. Sama na siebie nałożyłam ogromną odpowiedzialność, że jest to produkt będący swego rodzaju “projektem życia”, który ma pozwolić mi na domknięcie dość dziurawego do tej pory lejka sprzedażowego.
Kurs nie jest tani, więc nie mogę liczyć na miliony monet każdego miesiąca, ale jego zawartość spokojnie zmieściłaby się w 2-3 dniach szkolenia stacjonarnego, więc uważam jego cenę za naprawdę dobry stosunek ceny do jakości.
Ostatnie miesiące roku 2023 upłynęły mi na aktualizacjach wszystkich moich e-booków. Natomiast w roku 2024 czas na zmiany. Przyznaję, że już mam dość nieustannej pracy nad kursami i brakuje mi tworzenia treści bez zastanawiania się, czy na siebie zarobią i ile zarobią.
Dlatego uruchamiam dwa kanały na YouTube, które już teraz możesz zasubskrybować. Start kanału o reklamach Meta Ads w lutym a kanał o marketingu w okolicach kwietnia 2024.
I cóż. Póki co to byłoby na tyle! Oto historia mojego zawodowego życia w, mimo wszystko, dość dużym skrócie.
Natalia Charzyńska
al. Powstania Warszawskiego 15, 31-539 Kraków
NIP: 9591945115